Rajd Kraków - Trzebina
Sobota, 30 kwietnia 2011 Kategoria Z Rolandem, maratony, M BIKE
Km: | 71.70 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 02:31 | km/h: | 28.49 |
Pr. maks.: | 56.00 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 178178 ( 90%) | HRavg | 160( 81%) |
Kalorie: | 1325kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: M BIKE | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rajd Kraków – Trzebinia
Rajd zorganizowany przez miasto Trzebinia. Start z błoń krakowskich.
Na starcie ok600 uczestników startujemy spokojnie z końca. Spokojnie przebijamy się do przodu. Po 20 min średnia 20 słabo. Na 10km zaczyna się spokojnie jechać. Nabierać swojego tępa. Na 13km łapiemy grupkę i po nowym asfalcie 35km/h. Taką grupą do ok. 30 km. I wpadamy do puszczy dulowskiej. Tam zaczynamy tworzyć porządne pociągi. Udało mi się załapać do mocnej grupy. Prędkość 35-40km/h z grupy 6 osób zostaje nas 3. Słyszę tylko krzyk mojego taty ,, chcesz żebym sobie przez ciebie płuca wypluł” został ok7km przed metą. Od tej pory prędkość nie spadała poniżej 38 na szutrach. Ostatni zakręt wypad z lasu na asfalt. Lekki finisz i czas po 42km 1.31. Jest może z 15 osób. Przy odpinaniu numerka rozmowa ze mną:
- jedna pani do drugiej. Oni musieli ruszyć wcześniej.
- druga pani. Tak zawsze przyjeżdżają
- pytanie do mnie. A ty skąd startowałeś?
- ja. Z końca.
Zaprzestały dialog ze mną. Tata wpada 2,5 minuty za mną.
Potem powrót tą samą trasą. Prędkość ok. 30 z 2 innymi zawodnikami (Sikorka, trek karbo)
Sikorka i jazda z przysłowiowym ,,Mastersem” zadumany w sobie na zmianę nie da wyjść, ani żadnej współpracy. Pod jeden lekki podjazd z tatą podejmuje atak i go niema. Potem po pomyleniu trasy znowu się potkaliśmy on jechał znowu z Sikorką. Długi asfalt i ich odjechaliśmy. Ok12km przed Krakowem deszcz taki że nie da się jechać. Czekamy 40 min na przystanku i jedziemy autobusem podmiejskim do Krakowa.
Rajd zorganizowany przez miasto Trzebinia. Start z błoń krakowskich.
Na starcie ok600 uczestników startujemy spokojnie z końca. Spokojnie przebijamy się do przodu. Po 20 min średnia 20 słabo. Na 10km zaczyna się spokojnie jechać. Nabierać swojego tępa. Na 13km łapiemy grupkę i po nowym asfalcie 35km/h. Taką grupą do ok. 30 km. I wpadamy do puszczy dulowskiej. Tam zaczynamy tworzyć porządne pociągi. Udało mi się załapać do mocnej grupy. Prędkość 35-40km/h z grupy 6 osób zostaje nas 3. Słyszę tylko krzyk mojego taty ,, chcesz żebym sobie przez ciebie płuca wypluł” został ok7km przed metą. Od tej pory prędkość nie spadała poniżej 38 na szutrach. Ostatni zakręt wypad z lasu na asfalt. Lekki finisz i czas po 42km 1.31. Jest może z 15 osób. Przy odpinaniu numerka rozmowa ze mną:
- jedna pani do drugiej. Oni musieli ruszyć wcześniej.
- druga pani. Tak zawsze przyjeżdżają
- pytanie do mnie. A ty skąd startowałeś?
- ja. Z końca.
Zaprzestały dialog ze mną. Tata wpada 2,5 minuty za mną.
Potem powrót tą samą trasą. Prędkość ok. 30 z 2 innymi zawodnikami (Sikorka, trek karbo)
Sikorka i jazda z przysłowiowym ,,Mastersem” zadumany w sobie na zmianę nie da wyjść, ani żadnej współpracy. Pod jeden lekki podjazd z tatą podejmuje atak i go niema. Potem po pomyleniu trasy znowu się potkaliśmy on jechał znowu z Sikorką. Długi asfalt i ich odjechaliśmy. Ok12km przed Krakowem deszcz taki że nie da się jechać. Czekamy 40 min na przystanku i jedziemy autobusem podmiejskim do Krakowa.